A wiec ruszylismy sie z miasta i pojechalismy na "floating market" czyli plywajacy targ. Jest to jedyny na swiecie targ, ktory odbywa sie na kanalach. Wokol kanalow znajduja sie chaty, czyli wioska.
Ciekawe przezycie, aczkolwiek jak zwykle bylo "Mister buy something" ;)
Nastepnie udalismy sie na slynny most na rzece Kwai, przemaszerowalismy sie po nim nucac pod nosem znana piosenke i strzelajac niezle fotki. Teraz z reszta wymiata Maciek aparatem jak nigdy wczesniej, bo kupil sobie tutaj za grosze w porownaniu do Polski mega zajebisty obiektyw :)
A potem, na deser, odwiedzilismy Swiatynie tygrysow - dotykalismy zywe "kotki" wielkosci krowy :) Siersc maja szorstka jak psy, lapy wielkie i wszystko jest ok, dopoki tygryski sobie leza, ale jak tylko podniesie leb, albo ruszy ogonem, to nabierasz mega respektu :) fotek mamy mnostwo z nimi, wiec bedzie sie czym pochwalic.
Teraz siedzimy i czekamy na pociag nocny do Chiang Mai.
Jutro jeszcze cos skrobniemy, a potem 3 dni w dzungli, wiec raczej cisza bedzie w eterze :)
Jakos mamy malo weny w porownaniu z poprzednim vlogiem, moze dlatego ze jest tu superasnie i nie chce nam sie pisac :)
Pa!