Po przylocie pierwszy szok - temperaturowy :) Drugi szok - taksowkarz nie bardzo chcial przyjac zaplate w USD, ale go jakos przerobilismy. Zawiozl nas do hotelu, wytargowalismy cene 5USD/pokoj/2osoby. Tu moglismy zaplacic obca waluta.
Udalismy sie na poszukiwanie kantoru tudziez banku. Z racji tego ze przylecielismy dosyc pozno, wszystko bylo pozamykane i musielismy ufac sklepikarzom, ze wydaja nam po uczciwym kursie (oczywiscie reszta juz w Dongach).
Niemilosiernie zmeczeni udalismy sie na krotki rekonesans. Co nas uderzylo, to przepiekne, waziutkie uliczki, mnostwo kabli wiszacych niemalze nad glowami (w pozniejszych podrozach okaze sie ze tak jest w calej Azji), a po wyjsciu na glowna ulice Hanoi morze skuterow, ciagle delikatne potrabywanie kierowcow, kompletny brak regul ruchu drogowego (czytaj - nie ma swiatel dla pieszych; to znaczy sa, ale nie respektowane :)) i delikatny smog unoszacy sie nad miastem.
Pierwszy posilek byl czyms pomiedzy - ufam swoim oczom i wierze ze bedzie wszystko ok z moim zoladkiem jutro...