Lądujemy w Madrycie, a ponieważ mamy jakieś 6h do przesiadki, więc metrem udajemy się do centrum aby cokolwiek zobaczyć. Niestety jest już po zmroku, ale i tak miasto nas urzeka. Bajecznie oświetlone zabytki, ulice, mnóstwo reklam i cieplutko jak na tą porę roku dla nas :)
Zaskakuje nas starówka, która jest brzydsza znacznie od warszawskiej i w dodatku niewiele większa. Bez knajp...
No więc sami sobie znaleźliśmy knajpę, gdzie poznaliśmy kelnera - Kazacha - który mówił po polsku jako tako ponieważ był czas jakiś w naszym kraju.
Wypiwszy piwko jedno udajemy się na lotnisko. Czas na prawdziwą przygodę!