Jaipur nie zachwycil nas niczym szczegolnym. Fortyfikacje, stare miasto, wszystko z przewodnikiem, ktory pod koniec oczywiscie zaczal nas oprowadzac po sklepach ziomali chcac nam wcisnac wszelkiego rodzaju ubrania, chusty, zloto, srebro itp. Zmeczeni i zirytowani powiedzielismy dosc i ok. 15:00 bylismy juz w hotelu. Chyba poranne lassi (b. gesty jogurt przyprawiany na slodko lub ostro slono) nie posluzylo mi, bo do wieczora przelezalam w lozku ratujac sie smecta, laremidem i pepsi. Obylo sie na szczescie bez sensacji i w nocy zwalczylam larwe :)
Niestety wybor pokoju, pomimo ze czysto w pokoju (syf oczywiscie w lazience i na poscieli - jeszcze raz zachwycam sie pomyslem zabrania przez nas poszewek-spiworkow do spania), to hal;as z ulicy taki, jakiego ani na Marszalkowskiej, ani na Modlinskiej sie nie uswiadczy. Przestaja jezdzic i trabic ok. polnocy, zaczynaja o 5 rano. Koszmar!
Z dobrych rzeczy: jezdzilismy dzisiaj na sloniu :)), widzielismy wazy ktore waza 350kg kazda i sa w stanie pomkiescic 900l wody i sa cale ze srebra (przetopione GBP - pozostalosc po Angolach? hehe).
Po raz pierwszy zwiedzilismy muzeum i przewodnik nam duzo poopowiadal o kulturze, budynkach i historii. Z ciekawostek - Raja ma posiadlosci i inne aktywa warte 200mln USD - niezle.
Na ulicach niebezpiecznie, czego doswiadczylismy na wlasnej skorze. Teraz po zapadnieciu zmroku nie wychylamy nosa z pokoju :). Dobrze ze mamy ksiazki :)
A jutro Pushkar i wielblady.