Czyli jak w temacie. Poszlismy do restauracji i pierwsza masakra, to przeliczanie z kolosalnych sum 15 000 kipow, 60 000 kipow itp. na Bhaty tajskie :) Po ustaleniu kursu, zamowilismy jedzonko - mega pyszne. Ale czekalismy jak w mega drogiej i dobrej restauracji w Polsce, bo ponad godzine...
A w miedzyczasie... wylaczyli prad i cala wioska pograzyla sie w ciemnosci. Kucharz z niewzruszona mina poszedl z latareczka do sasiedniego baraczku, odplail agregacik i juz mielismy prad...
Wczesniej 7h splywu rzeka. Myslelismy ze nam tylki odpadna od siedzenia. Nie moglismy sobie pod koniec znalezc miejsca i ratowalo nas LaoBeer.
Lawki twarde, drewniane, albo podloga barki. Dobrze ze w miare czysta i nie mokra :)
Widoki doslownie zapieraja dech w piuersiach. Tak jak sie na filmie przyrodniczym oglada...
Fotki sa, filmik tez. Ale jak pomyslimy o jutrzejszym 7h rejsie, to nam sie odechciewa :)