Wrocilismy zmeczeni, ale mega zrelaksowani. W czasie 3dnioego lazenia po dzungli kapalismy sie w 5 wodospadach, spalismy w 2 wioskach tubylczych, widzielismy weza, skorpiona, ktorego zjadl tubylec po zgrillowaniu owczesniejszym, jedlismy banany prosto z drzewa (nigdy nie jadlam takich pysznych), jezdzilismy na sloniu, splynelismy na bambusowych balach rzeka, i juz :)
Generalnie bardzo super, piekne widoki, prawdziwa dzungla i powrot do cywilizacji, czyli upragniony prysznic!
Jutro dalsza droga do Laosu, czyli jedziemy najpierw do granicy, a potem 2 dni plyniemy Mekongiem.
Mozemy byc troche poza zasiegiem, bo tej czesci wycieczki nie mamy zorganizowanej, a poza tym tam komuna, wiec nie wiemy jak bedzie z netem.
Pozdrawiamy wszystkich serdecznie.
PS Taki maly dopisek. Wlasnie wrocilismy z nocnego targu, na ktorym kupilismy jablko cukrowe, owoc drzewa chlebowca, owoc durianu, sliwke japonska, i 2 jeszcze inne owoce, ktorych nazw nie znalezlismy w przwodniku, wiec idziemy skosztowac wszystkiego do pokoiku:)
PS2 kupilismy sushi za 110bhato na 2 os (czyli jakies 11pln :))
PS3 Maciek zrejterowal przed zjedzeniem suszonego robaka, ale jak zobaczylam te karaczany lezace na straganie ususzone, tez bym zrejterowala :) Ja jadlam kiedys konika, a to zupelnie inna bajka ;)