A w zasadzie nie lecimy. Az do polowy listopada byla plucha i srenio zimno. Tak tradycyjnie. No ale przeciez my wylatujemy i to po raz pierwszy w tak daleka podroz, wiec musialo sie cos zadziac. Czyli samolot opozniony. Na pewno o 40 min. Ok wytrzymamy. Troche tu nudno, ale damy rade.
Samolot opozniony o kolejna godzine, snieg pada coraz mocniej i coraz gorsza jest widocznosc...
Dobra, dali wreszcie kupony na obiad i picie, wiec moze jest nadziej ze jednak polecimy.
Lecimy, ale nikt nic nie wie, czyli nie mamy pojecia, czy z Moskwy zlapiemy samolot do Hanoi, jak tam wyglada sytuacja pogodowa, czy ktos na nas poczeka. Wsiadac i to jak najpredzej, wszystkiego dowiecie sie na miejscu. Przy okazji nauka nie poszla w las i przetlumaczylam co powiedzial szacowny personel naziemny w jezyku polskim na jezyk rosyjski pewnemu uroczemu rosjaninowi :)