W powodzi dojechalismy wreszcie do Hoi An.
A tam znowu - nie mozecie jechac wieczorem, dopiero nastepnego dnia rano, bo jest powodz... No coz, pozwiedzalismy troszke wieczorkiem, zroblilismy jakies tam zakupy - "obszyj sie w Hoi An" no i zostalismy w hotelu za 6$ za noc, gdzie w Polsce zaplaclilibysmy jakies 250-300PLN. Poszlismy nad Ocean. Oczywiscie cieplutko na maksa! Nieco metna woda, ale bylismy na calej plazy absolutnie sami, z miejscowymi, ktorzy patrzyli sie na nas jak na wariatow :)
A rano mowia nam - sorry autobus nie jedzie, wszystko zalane musicie czekac do 18, moze cos sie wyklaruje i wtedy pojedziecie. No to poszlismy znowu kapac sie w Oceanie - oczywiscie i woda i powietrze cieplutkie ze heja.
Potem obiadek - na zupke krabowa i krewetkowa troszke patrzec juz nie mozemy ;) Po poludniu zwiedzanie. Miasto urokliwe, pelne malutkich uliczek, zakamarkow, najrozniejszych sklepikow, kramikow z rekodzielem, ubraniami. Malutkie sliczne knajpki, herbaciarnie, kawiarnie. Ucieszylismy sie ze musielismy zostac jeszcze jeden dzien :)
A potem okazalo sie ze o 18 juz mozemy jechac. Wiec 18 autobus i podroz do 6:40.