Zylismy w nieswiadomosci jak wielkie spustoszenia mogla wyrzadzic powodz. Nie znalismy hiszpanskiego, a nasze rozmowy opieraly sie na kaleczeniu jezyka by poprosic o pokoj na 1 dobe i cos do jedzenia innego niz huevo (jajecznica), nie rozumielismy z wiadomosci zbyt wiele. Ok widzielismy zdjecia, slyszelismy Tabasco i Chiapas, ale co dalej? Patrzac na mape stwierdzilismy - ok, moze gora stanu nie jest zalana - tam sa gory, moze autostrada przebiega jak w wiekszosci naszej podrozy z dala od wody.
Pojechalismy...
Przerażająca powódź, ciemności, ludzie brodzący po kolana w mętnej, śmierdzącej zgnilizną i padliną wodzie. Wrazenie nie do opisania. Samochod do polowy w wodzie, balismy sie zeby silnik nie zostal zalany. I tak ledwo dawal rade. To byla najwieksza groza jaka przezylismy. Uciekliśmy stamtąd przy najbliższej nawrotce. My mogliśmy...
Dopiero w motelu spedziwszy kolejne 3 godziny w trasie odezwalismy sie do siebie, majac oczy dookola glowy. Tequilla musiala byc grana...